Amerykanie wydali niewidomego prawnika Chińczykom? "USA mnie zawiodły, boję się, że mnie zabiją"
Tymczasem, wbrew zapewnieniom Amerykanów, po przybyciu do szpitala Chen, który był wyraźnie wstrząśnięty - jak pisze AP - powiedział, że dyplomaci USA przekazali mu, iż jego rodzina zostanie wysłana przez władze do rodzinnej prowincji, jeśli on sam pozostanie w ambasadzie, a jego żona zostanie pobita na śmierć. - Chciałbym odpocząć gdzieś poza Chinami" - powiedział dysydent i zaapelował ponownie do władz USA, by "pomogły jemu i jego rodzinie wyjechać bezpiecznie". - Ambasada obiecała mi, że ktoś z personelu będzie mi nieustannie towarzyszyć, ale gdy dostałem się na oddział szpitalny nie było tam ani jednego przedstawiciela ambasady, więc byłem bardzo rozczarowany - przyznał Chen. Agencja AP podaje, że nie udało się jak dotąd pogodzić sprzecznych relacji Chena i przedstawicieli amerykańskiej administracji.
Według rzeczniczki Departamentu Stanu USA nikt z dyplomatów nie przekazywał Chenowi wiadomości o groźbach chińskich władz, a on sam wyszedł z amerykańskiej placówki w Pekinie dobrowolnie. Jednak przyjaciel dysydenta, Zeng Jinyan twierdzi, że Chen zrobił to wyłącznie po to, by chronić rodzinę - podała wcześniej Associated Press.
W zeszłym tygodniu 40-letni Chen - prawnik samouk - uciekł z aresztu domowego i schronił się w ambasadzie USA. 2 maja opuścił amerykańską placówkę, a ambasador USA w Pekinie Gary Locke eskortował go do szpitala, gdzie dysydent miał się spotkać z żoną dziećmi. Chen, który stracił wzrok na skutek przebytej w dzieciństwie choroby, przebywał przez półtora roku w areszcie domowym w miejscowości Donshigu w prowincji Szantung we wschodnich Chinach. Dysydent spędził cztery lata w więzieniu za ujawnienie przymusowych aborcji i sterylizacji w wiejskiej społeczności, z której pochodził. Po uwolnieniu lokalne władze umieściły go w areszcie domowym, choć nie było ku temu podstaw prawnych.
PAP, arb